poniedziałek, 30 grudnia 2013

Tam, bez powrotu.

Są spoilery. Jeżeli nie oglądałeś Hobbita a masz zamiar, to czytasz na własną odpowiedzialność. 

Prolog

Godzina 9:00. Nieludzka pora do wstawania, lecz wstać trzeba. Obietnica to obietnica. A ja zaplanowałem wyjście do kina z Łukaszem. Łukasza nie znacie. Z Łukaszem się znamy od szkoły średniej i razem z Przemkiem. Przemka też nie znacie... Przemka znam od gimnazjum. Dobra, mniejsza. Generalnie stanowimy grupę miejscowych szyderców, a jak w przypadku każdej przyjaźni, łączy nas sporo tego co lubimy, a jeszcze więcej tego czego nie cierpimy. Do kina wybraliśmy się na Hobbit: Pustokowie Smauga, ale o tym trochę później. Na pierwszej części był z nami jeszcze Przemek, lecz nie doczekał części II, ponieważ emigrował. Było, więc nas na pierwszej części trzech. A nie... czterech. Był jeszcze Adrian. Z Adrianem znamy się od szkoły średniej... Dobra, mniejsza o Adriana, z, nim przepadł nam kontakt po końcu IV klasy technikum. Było nas trzech. Łukasz- wielki fan ekranizacji Tolkiena, lecz książki nie czytał. Przemek- fan niczego. I ja- fan książki, filmu, wszystkiego co z Tolkienem związane. Odczucia, więc były bardzo ciekawe. Ja po wyjściu z kina narzekałem na zmiany fabularne i na wiele innych głupio wprowadzonych wątków i elementów. Ogólnie mi się podobało 7-8/10. Łukaszowi podobało się wszystko 9/10. A Przemek w połowie filmu zapytał mnie "Ej, gdzie oni idą?". Zwyczajnie w którymś momencie zasnął. Część I była dobra. Fani byli zadowoleni i ucieszeni, że Jackson odpowiedział na pytanie "Gdzie był Gandalf?". Jeżeli oglądaliście to wiecie, jeżeli nie, to nie będę spoilerował. Stworzył, więc most między trylogią a Hobbitem. Nowe wątki nie były upierdliwe i uzupełniały film. Biały Ork bez ręki był kompletnie z dupy, lecz wprowadzał jakieś zagrożenie i popychał bohaterów do przodu. Nie oszukujmy się, gdyby nie Biały Ork Bez Ręki połowa sali, by smacznie chrapała. Pierwsza część dostarczyła nam książki i sporo ciekawych wątków, które zostały dodane. Okropne jest jednak zmienianie bohaterów. IDEAŁY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! IDEAŁY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! OJCZYZNA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! AMERICAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!! OJCZYZNA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! W książce krasnoludy idą w jednym celu- hajs. Góra hajsu, wszędzie hajs, złoto, pieniądze, szmalec. Piotrek syn Jacka pomyślał pewnie, że to trochę nie w porządku zrobić z krasnoludów materialistów. Idziemy, więc uratować ojczyznę i pomścić śmierć braci i sióstr. Niestety, ... to całkiem działa. Aktorzy grają tęsknotę całkiem autentycznie, a pieśń w ziemiance Bilba przyprawia o ciary.
Właśnie, aktorzy.Gimli, to był krasnolud- kudłaty i brzydki. Piotr syn Jacka musiał wymyślić sposób na przyciągnięcie nie tylko pryszczatych 20-letnich geeków i nerdów, kupujących bilety za pieniądze od mamy, lecz także kobiety. Krasnoludy są pizdowate, przepraszam za wyrażenie. Tolkien jasno opisuje, że mieli brody za pas! No i mamy paru prawdziwych krasnoludów. Są też krasnoludy dla pań. Kili, Fili i Thorin. Dobra, niech zostawią już Kiliego i Filiego, ale z poważnego krasnoludzkiego króla zrobić playboya, to zbrodnia. Ale tolerowałem wszystko, to są jedynie wkurzające detale.Jak mówiłem, na filmwebie dałem filmowi 8.

Pustkowie Białej

Wracając do dnia dzisiejszego. Dojechałem do pierwszej najbliższej galerii, ładnym autobusem i wyremontowaną drogą. Zapowiada się dobry dzień. Przy okazji. To normalne, że teraz młodzież rozmawia ze sobą ze słuchawkami w uszach? Co oni, obok siebie siedzą, a przez telefon rozmawiają? Dziwne, dziwne. Galeria Biała lub jak dziś przeczytałem Atrium Biała. Dlaczego atrium? Wiem, że były problemy z dachem, lecz ogólnie pamiętam, że pomieszczenie jest zadaszone. Pewnie dlatego , że ładnie brzmi albo ja się nie znam. Wielki biały klocek powitał mnie swoją brzydotą. Chwilę musiałem poczekać na Łukasza, lecz doczekałem się, był dokładnie na 10:30. Zgodnie z naturą i ostatnio w internecie zwanym "cebulactwem" poszliśmy do Reala w celu pożywienia na seans zakupienia. Wybrane zostały same czipsy. Łukasz musiał zniszczyć dzień pani kasjerce, ponieważ nie miał drobnych o jakie go pani prosiła, więc stała się niemiła i opryskliwa.
O dziwo w 30 dzień grudnia 2013 roku ludzi w galerii o tej nieludzkiej porze było mało. Najbardziej w oczy mi się rzucił człowiek przed galerią. 10:20, facet pije piwo marki Lech przed galerią handlową. No cóż... co kraj, to obyczaj. Jako, że należymy do normalnych ludzi i po galeriach się nie szwendamy bezmyślnie, to poszliśmy ogłosić swoją obecność i odebrać zarezerwowane bilety. Została godzina do seansu. Kupa czasu. Subway otworzyli- trzeba spróbować. Trzeba przyznać, że dobre, lecz za około 20 złotych, to by spróbowało być niesmaczne. Burżuazja szasta.
Około 20 minut do seansu. Fotele obok sal są wygodne. Można też sprawdzić jakie filmy ściągnąć z internetu. Dużo plakatów zachęcających do obejrzenia i kupienia popcornu, który zjesz na reklamach. Wiedzieliście, że większość zysków z kina to jedzenie? Np. za bilet zapłaciliśmy 15 zł, bo przed godziną 13 i wszystkie kosztują 15 zł Największa możliwa Cola- 8 zł Na popcorn skąpiłem pieniędzy, z racji, że miałem czipsy, lecz, to kolejne 8 zł Sprytne! Doczekaliśmy się otworzenia sali i rozpoczęcia seansu. 11:30 dokładnie. 30 minut reklam. Chyba. Reklama herbaty, reklama filmu, reklama gazety, reklama kina, reklama filmu, reklama kina, reklama z Małaszyńskim, reklama kina i wreszcie film.

Mieszane uczucia 

Biedny Tom. Peter go pominął kompletnie.
Cholernie dziwny film. Zaczynamy od retrospekcji. Film przecież trwa tylko 2 godziny i 40 minut, jeszcze, gdzie uda się wpleść fabułę, walniemy, więc retrospekcję. Dowiadujemy się, jak to Gandalf poznał Thorina w karczmie i namówił na przygodę. Po co to? Czy nie można było tu wpleć jakiegoś wątku? Użyć potem jakoś tego czasu? Dlaczego się czepiam? Akcja ZAPIERDALA. Na początku nie daje wytchnienia, coś się dzieję, biegną, skaczą, krzyczą, szybko, bieg, miś krzyczy, noc, biegną, orki gonią. Tak to wygląda. Poznajemy Beorna. W książce- ważna postać. Tłumaczy dużo, pomaga, lecz także dobrze są opisane jego relacje z bohaterami. Czuje się to zagrożenie, że gospodarz może być bardzo nieprzewidywalny i niesamowicie groźny. Bohaterowie ostrożnie wchodzą na teren posesji i grzecznie czekają, ponieważ wiedzą, że, gdyby postąpili nierozsądnie to prawdopodobnie zginą. W filmie robią zwyczajny "wjazd na chatę". Goni ich niedźwiedź to wchodzą do domu i uciekają przed gospodarzem! Chamstwo- książkowy Beorn, by ich zabił. Do tego w książce Tolkien pięknie i obszernie opisuje dom i tereny go otaczające. To bajkowy świat, gdzie zwierzęta same wykonują różne prace. Piotrek pokazał nam tylko super duże pszczoły i krowy w kuchni. No i Beorn. Wreszcie przemienia się w człowieka i co robi? Wchodzi do domu, gdzie śpią krasnoludy jak, gdyby nigdy nic. Bilbo zasypia, budzi się i widzi wszystkich przy śniadaniu. WTF? Gdzie dialogi? To dosłownie wygląda jakby wywalili na chama moment, gdzie, chociaż Gandalf z, nim rozmawia i tłumaczy swoje chamstwo. Tutaj to wygląda tak: "Krasnoludy wbiły mi na chatę, której broniłem jako niedźwiedź. Wracam jako człowiek, krasnoludy śpią, nie lubię krasnoludów, ale to spoko, niech śpią.". No co do cholery? Żadnego tłumaczenia, nic! Gandalf mówi, że albo tam idą albo zginał, lecz, jeżeli tam pójdą, to i tak mogą zginąć. Gdzie tu te zagrożenie? Mało czasu? Jak mało czasu!
Wreszcie po śniadaniu Beorn daje im konie... Jadą do Mrocznej Puszczy. Kolejny spieprzony pośpiech i Galdalf nie tłumaczy im jak bardzo niebezpieczna jest ta kraina. Mówi tylko "No będzie trudno, idźcie sobie, ja potem przyjdę". Po co śpieszyli tak się z tym początkiem filmu?! 
Na pochwałę zasługują zdjęcia. Jak zwykle. Zboczenie syna Jacka do tych ujęć, gdzie ktoś biegnie po szczycie góry są obecne nadal. Oczywiście, towarzyszy temu znana wszystkim muzyka z poprzednich części.
Ale Mroczna Puszcza wygląda świetnie. Sceny są kręcone tak, aby widz miał te takie uczucie klaustrofobii i otaczającej go dziczy. Naprawdę Mroczna Puszcza cieszy oko. Nie jest tylko mroczna... MROCZNA PUSZCZA nie jest mroczna. Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale Tolkien opisywał, że w nocy nie było nic widać, nawet czubków własnych nosów. Tutaj akcja gna tak, że nie było nawet nocy. Ale wybaczam! Za świetne zdjęcia- wybaczam. Reszta potoczyła się prawie, tak jak w książce. PRAWIE. Według syna Jacka prawie, to znaczy, że bohaterowie trafiają do elfickiej niewoli, ale, inaczej. Pająki atakują i bohaterowie zostają "uratowani" przez elfy. OCZYWIŚCIE. Kolejny fetysz Piotrka syna Jacka- ślizgające się elfy. W trylogii Legolas się ślizgał po wszystkim: trąba mumakila, schody na tarczy, wszystko. On ma swoje dwa ukochane zboczenia- latająca kamera nad głowami biegnących bohaterów i ślizgający się Legolas. Dewiacja... No właśnie... Legolas. W książce Legolasa nie było. ALE! Mógł być, wręcz powinien. Legolas jest synem Króla Leśnych Elfów, więc nie można wykluczyć jego obecności. Nie ma co się czepiać. Mamy też elfkę, stworzoną tylko po to , aby w filmie był wątek miłosny. Boże, ... wątek miłosny... Jest tragiczny. Po co? Nie wiem, pewnie dla widzów płci żeńskiej, jako że krasnoludy- playboye nie wystarczył. Ale, po co tak długo? Mogli to zrobić jakoś subtelniej. Dać znaki, że Kili i pani Elf mają się ku sobie. A tutaj mamy, to tak wyeksponowane I TAK DŁUGIE! ZA DŁUGIE! Gdyby, to skrócić i ukazać bardziej subtelnie, to mielibyśmy załatwiony i logiczny wątek Beorna, który w tej postaci jest zwyczajnie idiotyczny. Film nie ma na nic czasu. Cała akcja filmu dzieję się praktycznie w parę dni. Bilbo ratuje krasnoludy tego samego dnia, chociaż w książce zajęło mu, to bardzo dużo czasu. OCZYWIŚCIE. Ratunek odbywa się z hukiem. OCZYWIŚCIE. Elfy dowiadują się o zbiegach i zaczyna jatka. 
W książce Bilbo ratuje ich cicho i skutecznie. Pakuje do beczek i je zamyka! Dlaczego? Bo w otwartej beczce, face wlewające się do środka zatopią ją! Tutaj krasnoludy wypadają (wulgaryzm) na pełnej kurwie w rwącą rzekę w otwartych beczkach. Fuck logic. I uwaga. Gdyby osoby odpowiedzialne za ten film nie były takimi debilami i nie chcieli zastąpić tego co dobre, to mieli, by wystarczająco dużo czasu na pokazanie wszystkiego. Zamknięte beczki, sru do wody i na brzeg. ALE NIE! Dowalimy akcje i jeszcze bardziej wyeksponujemy wątek miłosny. Akcja jest durna. Płyną, orki biegają, dzieją się rzeczy, strzelają do nich, skaczą na nich, oni zabierają, im broń, walczą tą bronią, elfy przybiegają, ślizgają się, zabijają szybko, brama na rzece, Kili ranny, elfka to widzi, strzała zatruta, elfce tak szkoda, elfka kocha, brama się otwiera, płyną dalej, Legolas w niebezpieczeństwie, Thorin ratuje Legolasa, Legolas pełny podziwu, najgrubszy krasnolud wyskakuje gdzieś beczką i odbija się 7 razy zabijając hordę orków. Nic w tej scenie nie ma sensu. Scena kompletnie dla tych, którzy zaczynają już przysypiać i nie są chorymi fanami Tolkiena. 
Omijając normalne fragmenty filmu, które były świetne znów przechodzimy do ciekawszych wątków. Miasto na jeziorze. Esgaroth jest piękne na swój brzydki sposób. Gdyby Wenecję zbudowali wikingowie, tak właśnie, by wyglądała. Akcja dziejąca się w mieście, to już inna śpiewka. Znów dodane przez scenarzystów własne elementy są durne i kompletnie niepasujące do realiów. Kompletnie nie pamiętam w książce jakiś intryg politycznych, które były w filmie. Władca Esgaroth jakoś się boi Barda, że niby dobry człowiek, zostanie prezydentem. Postać jest dość często pokazywana i ma sporo dialogów. Wiecie jak się nazywa? Ja też nie. Nie pamiętałem jego imienia, więc sprawdziłem Filmwebie i Imdb- "Władca miasta na jeziorze". Albo ja nie pamiętam albo nie nadali nawet postaci imienia lub było w książce, a w filmie się nie pojawia... I jak chamsko chcieli pokazać, że w Śródziemiu żyją ludzi wszystkich nacji i tolerancję. Parę zbliżeń pod rząd na czarnoskórych mieszkańców miasta było... natrętne.
Akcja i jeszcze więcej akcji. Już żeby nie męczyć dłużej powiem parę rzeczy o końcówce. Krasnoludy w kuźni. Nielogiczne, głupie, bezcelowe. Rzeczy się zwyczajnie dzieją. Nie mają kompletnie celu, trzeba zwyczajnie przedłużyć film, żeby starczał na 3 części. Od groma akcji w kuźni, ogień i chaos.

Bucu coś Ci się podobało chociaż?

Tak. Podobało mi się wszystko, co było ZGODNE z książką a także sporo rzeczy, które były dodane. Te detale, które napisał Tolkien, a nie scenarzyści filmu, a, które zostały zrealizowany były świetne. WIĘCEJ! Wszystko co nie było w książce, a było kompletnie nowe były wręcz prześwietne. Wszystkie momenty z Gandalfem, który stawiał pomost między trylogią, a Hobbitem. Walka z Sauroem powodowała opad szczęki. Wiem, że coś podobnego robili już w Harrym Potterze, ale "walka" Saurona i Gandalfa pozamiatała. Albo grobowiec upadłych królów ludzi! Pięknie nakręcone, też miało się poczucie tej ciasnoty.

Epilog

Dałem temu filmowi 9/10. Podobał mi się bardziej niż pierwsza część. Przez cały seans kłóciły się ze mną moje "ja". Ja- fan Tolkiena i jego dzieł i Ja- prosty widz. Akcja musiała zostać dodana, bo nawet ja czasami miałem ochotę ziewnąć. Jednak została źle zrealizowana. Mówiąc prosto jest tak: akcja/nuda/akcja/nuda/akcja/nuda. Dla zwykłego widza, który ma gdzieś całe, to pieprzenie o książkach film będzie zwyczajnie nudny, ale dodana akcja wcale go aż tak mocno nie ożywia. Myślę, że nie udało się zrównoważyć zadowolenia fanów i widzów. Ja nie jestem zadowolone specjalnie jak Tolkienowiec ani szczególnie jako widz. Mam strasznie mieszane uczucia. Hobbit to takie trudne dziecko. Wkurza, smuci, ale i tak się to kocha. Ale jak w ostatniej części wywalą jakieś wątki to daje 1/10 i piszę list to Petera Jacksona, żeby oddał mi moje pieniądze i dokręcił sceny z Tomem Bombadilem do trylogii.



Dajcie znać jak się wam taka forma, bardziej dziennika podoba. No i oczywiście jak wam się nowy Hobbit podobał, jeżeli już byliście. 
Następny wpis będzie, tak jak w planie, a pojawi się pewnie w środę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz