wtorek, 10 grudnia 2013

Martin ty wuju.

Spojlery spojlery, spojleryyyyyyyyyyyyyyyy! Jeżeli nie chcesz wiedzieć kto zginie w Grze o Tron to idź stąd. 

Tolkien pisał o pięknym świecie elfów, hobbitów, krasnali i ludzi. O podróży, przyjaźni i więzach. Martin powiedział basta i stworzył świat, w którym sam Sauron, by nie przeżył. Gdyby Martin pisał trylogię Władców Pierścieni, to Frodo prawdopodobnie potknąłby się podczas uciekaniu z Shire i skręcił kark. Martin to zło. Tolkienowski świat jest przekonujący, nawet mimo przerysowanych postaci. Gandalf ginie i bohaterowie przeżywają to autentycznie. Wszystko jest całkiem realne. Boromir jest dupkiem, bo taki się zazwyczaj trafił do tego kwestia oddziaływania pierścienia. Ojciec Boromira jest dupkiem, bo jest szalony. Jak się trafi jakaś bardziej złośliwa postać to wiemy dlaczego jest taka, a nie inna. Jak wygląda to u Martina? Zabiję Cię, bo tak. Zabiję Cię, bo świat to bagno. Martin zabija chętnie i głupio.


Naiwnie zły świat

Każda śmierć zaznaczona zakładką.
Już na początku Dżordż przedstawia nam bohaterów- Starków. Wspaniali, dumni i prowadzący spokojny żywot na północy Martinolandu. Ogólnie wszystko pozytywnie, wszystkich bohaterów się lubi i wybiera już ulubionych. Poznajemy Neda Starka i jego honor do bólu. Martin pokazuje nam i mówi: "Patrz, to jest mężczyzna z północy. Honorowy i wspaniały. Lub go." a my naiwnie lubimy. Pokazuje nam Jona Snowa i każe nam go lubić i współczuć tego, że jest wyobcowanym bękartem. Lubimy go. Pokazuje nam najstarszego syna Neda, jest w porządku, zaczynamy go lubić. Pokazuje nam Arye, którą lekko oszczędza na początku abyśmy potem zaczęli ją lubić. Pokazuje nam Brandona i Rickona (którego w serialu praktycznie nie widać) i też uznajemy, że to fajne dzieciaki. Później pokazuje nam Sanse. Nie lubimy jej. Sansa jest nieporadną sierotą i do granic możliwości obrzydliwą księżniczką, którą możemy zobaczyć w większości Disneyowskich produkcji. Ale pokazuje nam Winterfell. Piękny zamek i zaczyna nam się podobać. Później wam powiem co z tym zrobi. 
Tratatatata przybywa król Robert, bo źle się dzieję, trzeba nowego człowieka do odwalania brudnej roboty wybrać. Martin już się zaczyna kręcić i szukać czegoś do zniszczenia i spalenia. Pokazuje nam Lannisterów. Żonę króla, jej brata i połowę jej brata, którą to połowę poznamy i pokochamy później. Widzimy już co jest nie tak (ekspozycja kopie czytelnika w jaja). Król żonę swoją olewa i pokazuje jak to kochał swoją starą żonę co mu zmarła a siostrą Neda Starka była. Idą odwiedzić grób zmarłej żony, nudy, lecimy dalej. Martin na siłę stara się pokazać jaka to oschła jest Cersei Lannister a jej brat Jamie to buc. Udaje mu się i czytelnik/widź szybko zaczyna nienawidzić rodzeństwa.- Będziemy robili przeskoki, bo słabo już pamiętam szczegóły z książki a pamiętam lepiej serial, który niedawno oglądałem drugi raz.- Następnie poznajemy Tyriona- kurwiarza i karła. Najlepsze dialogi, najlepsza historia i najciekawiej napisana postać. Postać o którą zaczyna się bać większość fanów. Chociaż myślę, że Martin nie odważy się zabić Tyriona. Przez następne stronice Martin bawi się ekspozycją do granic możliwości i kieruje naszym postrzeganiem i oceną bohaterów. Streszczę to: Starkowie są super. Lannisterowie to największe zło. Król to trochę tego i tego.
Zaczynają się dziać złe rzeczy za, którymi stoją Lannisterowie, oczywiście. Starków pokazuje się jako jeszcze bardziej honorowych a Sanse staje się coraz tragiczniejsza po tym jak poznaje swego przyszłego małżonka. Zapomniałem o tym kogo Martin kocha najbardziej- Joffrey-. UWAGA: Ten fragment będzie kwintesencją zła GRY O TRON.- Joffrey jest podobno synem Cersei i Króla Roberta, lecz tak naprawdę jest wytworem kazirodczego związku królowej i jej brata. Królowa poddawała aborcji każde dziecko, które zrobił jej Robert, robiła to z zawiści i przez to , że czuła się niekochana. Joffrem zaczyna szaleć i jest odpowiedzialny za śmierć większości twoich ukochanych bohaterów. Jego charakterystykę Martin prawdopodobnie zabrał z samego piekła. Joffrey jest: niemoralny, głupi, szalony, nieodpowiedzialny, upierdliwy i bezsilny, chociaż zostaje królem.- Koniec opisu postaci.

Banda idiotów w piaskownicy

Ned Stark i jego córki wyruszają z królem do stolicy, aby ich ojciec objął pozycję namiestnika i został tam chamsko przez Martina zabity. Tak. Powiedziałem to tak niespodziewanie. Tak ginie Ned. W paru zdaniach Martin pozwala nam poznać swoją decyzję co do życia bohatera. Powiecie: "Ale, ale! Polityka, przecież to wojna będzie i zło". Martin ma to w dupie. Joffrey wywołuje wojnę, ponieważ...
Ponieważ... Ehm...No, ten... Mówią mu, że woja będzie jak zabije Neda i lepiej trzymać go jako zakładnika... No, ale zabija go w ostatniej chwili. Dlaczego? BO JEST SZALONY TO MU WOLNO, NIE DRĄŻCIE TEMATU! Dobra... wytłumaczę to trochę. Ned odkrywa, że Joffrey nie jest synem Roberta (Robert ginie w międzyczasie i władze nad tronem zostawia Nedowi do pełnoletności Joffreta), przewija się nic nieznaczące wątki polityczne i gadanie o tym, kto ma władze a, kto nie. Ned chce wyegzekwować testament Roberta, lecz zostaje zdradzony i pojmany, aż wreszcie, gdy miał podobno zostać wypuszczony aby służyć na Murze, zostaje ścięty. Moda na sukces XXI wieku.
Znów zapomniałem... gdzieś w międzyczasie zostaje wypuszczona wieść o pochodzeniu Joffreya. Wraz ze ścięciem Neda wybucha, więc wojna domowa. Każdy chce zostać królem, tylko Starkowie chcą się zemścić za śmierć swego "władcy". I znów Martin pokazuje nam jak głupi są jego bohaterowie. Robb miał ożenić się aby dostać możliwość przeprawy i wojsko, lecz łamie słowo. Tak... Żeni się w serialu z kobietą, którego pochodzenia nigdy nikt nie sprawdził, a która opatrywała rannych na polu bitwy. A w książce przynajmniej logicznie z jakąś kobietą niższego pochodzenia, lecz przynajmniej dostał jakieś wsparcie wojskowe. W serialu dostaje... nic. Lecz i tak musi przeprawić się przez rzekę... Postanawia przeprosić się z "Lordem Przeprawy" i ożenić swego wujka z jakąś jego córką. Podczas wesela robi się rzeźnia i ginie Robb, a także jego Matka, która później zostaje wskrzeszona (nie pytajcie, za długa historia). Zdecydowanie najlepiej zoobrazowana polityczna głupota, jaką Martin stworzył.
Jedyny, który jakoś się w tym łapie jest chyba pan ojciec Lannisterów- Tywin. Jedyna normalna postać, która mówi, że wszyscy to debile i powinni pomyśleć nad polityką. Tywin to trochę nadzieja na politykę w PLO. Zdecydowany i opanowany człowiek, myślący nad swoimi ruchami i ich konsekwencjami. Reszta to banda debili bawiąca się w królów. No dobra... Jest jeszcze Tyrion, który jest mniejszą i bardziej zabawną wersją swego ojca. Wszyscy mówią o sobie jako "graczach" jacy to oni politycznie zaangażowani i jakie to wszystko skomplikowane. Cholera... "GRA O TRON". Prawda jest taka, że gra ta to nie szachy ani nawet warcaby to rzut monetą. Nawet nie taki rzut monetą jak myślicie, to rzut monetą w kogoś tak, żeby zabić, ale przecież to nie jest możliwe. Polityka w PLO jest zwyczajnie głupia, naiwna i nic z niej nie wynika.
Wspomnę jeszcze o Daenerys. Gdzieś Martin wymyślił sobie taką postać. Niby ma mieć najwyższe prawda do tronu, bo Targayrenowie rządzili siedmioma królestwami tak długo... Prawda jest taka, że zdobyli tron siłą. Daenerys, więc nie ma żadnych praw do tronu, chociaż ciągnie się jej wątek o "prawa do tronu" i "powrót do domu". Oczywiście musi ciągnąć te swoje hordy niewolników, chociaż może zająć już te miasta, które zdobyła i stworzyć tam utopię dla swoich już nie-niewolników. Ale po co?

Co poszło nie tak?

Martin przesadził. Można zrobić zły i zepsuty świat. Sapkowskiemu się udało. Wiemy, że u ASa świat jest zły i zepsuty, ludzie są podli a królowie wcale nie odbiegają od ogółu. Ale świat był realny! Foltest nie pójdzie nagle i nie rozkaże zabić Henselta albo samego Cesarza. Dlaczego? Bo polityka. Sapowski potrafi przewidzieć konsekwencje tego co pisze i nie robi z władców dzieci. U Martina polityka to tragedia i woła o pomoc. Niby mamy do czynienia z królami, lordami i sukcesją, ale to tylko miraż. Martin zrobił sobie piaskownice i pokazał ją dzieciom, czyli bohaterom, których stworzył. Zbudował, im charakter i trwa w tym, ładnie przewidując do tacy szaleńcy, by zrobili. Problem polega na tym, że Martinoland jest naiwnie zły. Jest zbyt zły, nielogicznie zły, na siłę zły. W czym rzecz? Sapowski pokazuje, że decyzje króla to nie jakieś rozkazy a coś, co dotyczy wszystkiego- handlu, polityki zagranicznej aż w końcu samych mieszkańców krain. Jeżeli król jest zły to ktoś go tronu pozbawia. U Martina to sielanka. Hulaj dusza, piekła nie ma. Niby każe tych złych i nareszcie zabija Joffreya, ale to zbyt naiwne i wplecione na siłę. Brak w tym wszystkim równowagi. Specjalnie wyciągnąłem dwa tytuły do porównania: Władce Pierścieni, gdzie świat jest kolorowy a przede wszystkim piękny i Wiedźmina, który mówi nam ,że, gdyby Aragorm został królem to elfy trafiły, by do rezerwatu. Martin mówi nam, że rozpierdoli wszystko.
Czy Gra o Tron to zła książka? Gra o tron to świetna seria. Trzeba tylko mieć dystans do głupot, które robi Martin i lubić świat, gdzie Cię zgwałcą i zabiją za halo. Zdecydowanie polecam wszystkim książki Martina, musiałem jednak powiedzieć co w tym wszystkim jest nie tak, a to co się wam spodoba czyli prawdopodobnie reszta tego o czym nie wspomniałem. 

PS. Podkreśliłem bohaterów o których wspomniałem a Martin ich zabija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz