poniedziałek, 13 stycznia 2014

Statkiem kosmicznym przybyłem do Śródziemia


Każda osoba zaczytująca się w fantastyce, grająca w gry typu Skyrim i ogólnie zafascynowana tym światem chciała, by go odwiedzić. Skończyło, by się to pewnie na śmierci w pierwszym lepszym rynsztoku, a jako ostatnie zobaczyła, by bandziora ze sztyletem oglądającego smartfona dziwnego przybysza.
Zaprawdę, ciekawy pomysł miał Grzędowicz. W dość dalekiej przyszłości, która schodzi na drugi plan i nie dowiemy się o niej zbyt dużo, została odnaleziona planeta. Planeta jak planeta, dużo jest planet w nawet naszym układzie słonecznym, jednak ta planeta jest zamieszkana przez ludzi. Nie pamiętam, czy według książki była, to pierwsza planeta, na której zostało odnalezione inteligentne życie, mniejsza. Mamy do czynienia z czarnookimi ludźmi, których kultura przypomina nieco wikingów lub Słowian albo w zależności od miejsca nawet coś w rodzaju wschodnich kultur arabskich. Zostaje wysłana oczywiście ekspedycja naukowa, która przepada. Doniesienia, jednak wskazują, że na planecie występuje coś , co miejscowi nazywają "Pieśnią", a my zakwalifikowalibyśmy to do magii.
Wyrusza, wiec ekspedycja ratunkowa. Ekspedycja, to dużo powiedziane, ponieważ po zniknięciu badaczy, planeta zostaje dodana do kategorii- zakazane. Wysłana zostaje tylko jedna osoba- Vuko Drakkainen. Osobnik pochodzenia polsko-chrowacko-fińskiego o czym możemy się dość często przekonać, zazwyczaj, podczas gdy używa wulgaryzmów. Bohatera zdecydowanie da się lubić. Nie jest to jeden z tych sierot użalających się nad swoim losem i prowadzącym długie monologi nad sensem życia, ot prosty żołnierz, ale bardzo inteligentny. W książce występuje trzech narratorów: Vuko, SPOILER i drugi SPOILER. Musicie się przekonać sami. Wracając. Vuko zostaje wysłany w kapsule, która ulega autodestrukcji. Problem w planecie polega na tym, że cały sprzęt elektroniczny przestaje tam działać. Działa jedynie coś w rodzaju biotechnologii. Nasz bohater jest wyposażony w sprzęt przypominający ten, który używają miejscowi, lecz zbudowany jest z szeregu trwałych stopów metali, czy innych bajerów, dających przewagę nad zwykłymi zjadaczami chleba. Wspomnę dokładniej o jednym z ciekawych gadżetów. W mózgu Vuko znajduję się istota żyjąca z, nim w symbiozie (Grzyb, o ile pamiętam). Cyfral jest czymś przystosowanym do wspomagania organizmu nosiciela, będąc jednocześnie żywą istot, mogącą samodzielnie myśleć. Podczas szkolenia Vuko obawiał się, zostania marionetką Cyfrala, został, jednak uspokojony, a do takich ekscesów nie doszło. Junior wspomaga siłę fizyczną, posiada zbiór map, pokazuję trajektorię lotu strzały, pogodę, program telewizyjny- żartuję. Ogólnie wspomaga cały organizm, dzięki czemu Vuko mógł przez rok przejść trening, który zająłby mu pewnie z 10 lat. Tak właśnie pojawia się nasz bohater na planecie. Tym razem będzie pewnie krótko, ponieważ bez spoilerów. Nie wybyczyłbym sobie, gdybym streścił wam, chociaż rozdział.

Uczta fana fantastyki 

Jeżeli już sprawdziliście, wiecie, że nie mam wszystkich części. Książka ma IV tomy, ja mam tyko trzy. Problem leży w Fabryce Słow. Wydawnictwo chyba wyczerpało cały nakład IV tomu w tej edycji którą mam (czyli nowej). Za książką się mocno nalatałem. Pierwszy tom znalazłem bez problemu. Drugiego nigdzie nie było, aż znalazłem w empiku, lecz też był ostatni. Później nie było nigdzie trzeciego i zamawiałem go przez internet. Białe kruki, cholera. Całe szczęście, że chyba Fabryka Słów się zorientowała i właśnie powoli pojawiają się IV tomy, których wcześniej też nie było. Jak będę miał parę złotych wolnych, to zamówię. Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi dobre fantasy. Początek książki, gdzie akcja rozgrywa się na stacji, czy tam na statku, na orbicie planety przypomina nieco fantastykę Dukaja albo Solaris. Cała akcja jest szybka i logiczna. Ani razu się nie znudziłem, wręcz sobie dawkowałem książkę, aby nie przeczytać wszystkiego co mam w trzy dni. Zdecydowanie każdy znajdzie sobie coś dla siebie. Magia, miecz, romans. Trzech narratorów, więc, jeżeli, któryś nie podpasi, to zaraz za rozdział poznamy losy następnego. I oczywiście kupujcie te nowe wydanie. W każdym rozdziale są jakieś ilustracje, a są one piękne. Dominik Broniek odwalił kawał dobrej roboty. Oczywiście, nie spodziewajcie się kolorowych księżniczek- to w końcu dark fantasy.

Będzie krótko. Już kończę.

Zdecydowanie polecam książkę każdemu. Nawet osobom, które niezbyt fantastyką się interesowały, a chciałby spróbować swoich sił. Nie mam zamiaru używać jakiejś punktacji typu 2/10, którą uwielbiają blogerzy, czy różne portale. Zdecydowanie podczas pisania o książkach nie powinno się czegoś takiego używać. Mogę wam tylko, to z czystym sumieniem po raz kolejny polecić. Miłej zabawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz